Zespół „Studium 64”, drugi z lewej – autor tekstu. Fot. „Foto-Miki” z arch. A. Bieńkowskiego.
Czy można piosenkę łączyć z polityką? Jak się okazało – można. Aby pokazać naszym Czytelnikom, że tak być może – wspomnę tu mój artykuł „Pozostały tylko wspomnienia”, zamieszczony w „PŻK” nr 8. Opisywałem tam tzw. życie kulturalne naszego miasta, czyli jak młodzi ludzie i nie tylko, spędzali soboty w kutnowskich klubach i restauracji „Polonia”, w której grałem na dancingach. To były lata 1964 i 1965. W mojej pamięci pozostał jeden, październikowy wieczór 1964 roku. Robiło się chłodno, więc ludzie ubierali się już cieplej. Restauracja miała trzy pomieszczenia, a w tej ostatniej – największej, oprócz kilku stolików, była część do tańca. Tu, podczas przerwy, podszedł do naszego zespołu mężczyzna prosząc o zagranie utworu „Czerwone maki na Monte Cassino”. Przyznał ze wzruszeniem, że z tą piosenką miał wiele wspomnień. Po zakończonej przerwie kierownik zespołu poprosił zebranych gości, aby nie wstawali do tańca. Zagraliśmy tę patriotyczną melodię i… się zaczęło. Do naszego służbowego stolika podeszło dwóch panów w skórzanych kurtkach zapraszając nas do biura szefa restauracji. Przedstawili się, mówiąc jakie reprezentują służby. Usłyszeliśmy, mało przyjemne dla nas zdania. Po pierwsze – że tej piosenki oficjalnie grać nie wolno, a po drugie, że możemy ponieść karę, która nas na pewno będzie bolała. Teraz mogę już wspomnieć, że ten ból mógł skutkować nawet… wyrywaniem paznokci. No cóż, takie to były czasy. My mieliśmy po prostu szczęście. Jeśli mnie pamięć nie zawodzi, w tamtym czasie premierem naszego kraju był Józef Cyrankiewicz. Dziś piosenkę „Czerwone maki na Monte Cassino” gra się bardzo rzadko. Słucham jednak ją zawsze z wielką powagą i wzruszeniem.
Artykuł opublikowany był w „Powiatowym Życiu Kutna” nr 13/14 (647/648) z 2 lipca 2025 roku.
Andrzej Bieńkowski
